Cztery Łapy

border collies / yorkshire terrier
Tu jesteśmy:
Tak sobie czytam, przeglądam zdjęcia, relacje, wspominam co się działo przez ten rok, i to co mi się nasuwa na myśl to: Fajnie było!

Ten rok to wiele poznanych osób, wiele poznanych psów, dużo wypadów, świetne seminaria, obozy, przyswojona spora dawka wiedzy, nowe doświadczenia i wspomnienia, które mam nadzieję pozostaną jeszcze długo :)

Lucky się przez ten rok zmienił na lepsze, ale to powtarzam co roku - ten pies jak wino, im starszy tym lepszy, lepiej się dogadujemy, lepiej rozumiemy, lepiej współpracujemy. Dlatego tym bardziej nie mogę doczekać się sezonu 2013, który mam nadzieję będzie równie udany! Dopiero go planujemy, obmyślamy, gdzie jechać, co zwiedzić, u kogo się pouczyć - ostateczne decyzje pewnie będą podejmowane w trakcie.

Zdjęć żadnych nie mam, bo aparatu Lucky nie widział już spory czas...
Tak więc jedynie pisane, ale szczere Wesołych Świąt dla czytających, podglądających, komentujących ;)

A my podzielimy się opłatkiem, wypijemy barszcz, zjemy karpia, po czym pędzimy na obóz sylwestrowy, który będzie mam nadzieję fajnym zakończeniem tego i jednocześnie rozpoczęciem nowego roku!

Do usłyszenia w 2013! :)
Od jakiegoś czasu przestawiamy się z Lucky'm z trybu 'aktywni' do trybu 'niewiele-robiący'. 
Zbliżająca się zima, ciemno, zimno i nieprzyjemnie nie wpływa korzystnie na nasze samopoczucie, dodatkowo mój nawał obowiązków - to prosta droga do tego, by zwolnić tempo i zmienić tymczasowo plan dnia.

Tak więc zamiast kilkugodzinnych spacerów mamy teraz krótsze przechadzki, odkurzony został kliker, by mieć czym zająć Lakiego wieczorami, robimy sobie też domowe frisbee -> ćwiczenia na podążanie za dyskiem, na obieganie, na łapanie, na przynoszenie i wypluwanie dysków. Robimy domowe obi, szlifujemy różne rzeczy, które poprawiają się na krótki czas, by potem znów się zepsuć - mamy nad czym pracować!
W międzyczasie czytamy książki, grzejąc się pod kocem i popijając gorącą herbatkę - Lucky jako termofor sprawdza się wyśmienicie :] 

Znosi mi też wszystkie rzeczy - długopisy, kartki papieru, swoje miśki i miski ;) Licząc za każdym razem że dostanie nagrodę za swój geniusz. Musimy chyba przestać chwilowo ćwiczyć przynoszenie czegokolwiek, bo co za dużo to niezdrowo - potem piesek koduje sobie, że jak przyniesie, to będzie nagroda, więc przynosi - co mu tylko wpadnie pod tą małą kudłatą paszczę ;) Ostatnim hitem było porwanie z biurka papierka po muffince z cynamonem - tego przynieść mi już nie chciał. I bardzo był z tego faktu zadowolony, ja nieco mniej...



Ah, zapomniałabym... w międzyczasie mieliśmy też różne szczeniaczkowe spotkania :)
Z aussikową Eską


Oraz małymi yorczydełkami, które Lakusia uwielbiały - Lucky za to wolał się nie wdawać z nimi w jakiekolwiek relacje - średnio przepada za maluchami ;)






No właśnie...

Ostatnio zostałam zapytana przez pewną osobę, która psa nie posiada, Lucky'ego bardzo lubi, lecz psami się ogólnie nie interesuje - "Po co ty właściwie go szkolisz? Po co rzucasz mu frisbee, po co ćwiczysz dostawianie do nogi, do czego jest ci to potrzebne, nie wystarczy mu zwykły spacer, nie możesz z nim po prostu wyjść i iść nic nie robiąc?"




Na takie pytania nigdy nie wiem jak odpowiedzieć - dla mnie to jest tak naturalne i oczywiste, że aż dziwne że ktoś tego może nie rozumieć :) Jedna osoba zbiera znaczki, druga interesuje się samochodami i swój pojazd ciągle "ulepsza" i dba o niego, wydając nie rzadko dużo pieniędzy za coś, co ja uznałabym jako nieprzydatne, bo na samochodach nie znam się w ogóle... Kolejna interesuje się modą i kolekcjonuje ubrania i buty, wydając na nie fortunę. Lecz o ile zainteresowanie znaczkami, samochodami czy modą ludzie akceptują i rozumieją ("Fajnie że masz hobby/pasję!" - itd), tak przyznanie się do zainteresowania szkoleniem psa/psów jest przyjmowane często z niedowierzaniem, niezrozumieniem i zdziwieniem. No bo jak to tak szkolić psa?! Co w tym fajnego, ciekawego? Interesowanie się motoryzacją to pasja, hobby, wyrażanie siebie; interesowanie się szkoleniem psów to uczenie banalnych cyrkowych sztuczek które nie mają sensu - tak jest to postrzegane.

Fakt, dla obserwatora "z zewnątrz" bez sensu wydawać się może dłubanie nad prostym dostawianiem do nogi, ani to spektakularne, ani widowiskowe. Dla takiego człowieka jest to po prostu nudne. Ale to czasem detale decydują o wrażeniu ogólnym, i myślę że tu i zgodzą się z tym zarówno psiarze, jak i zapaleni kierowcy, którzy szukają wymarzonego auta, oraz osoby które interesują się modą i wykańczają swój strój odpowiednimi dodatkami.

Świadomość społeczeństwa o tym jak się powinno postępować z psem ("Pani pies to taki grzeczny i mądry, mój to gryzie meble i roznosi dom!" -"A ile pani z nim spaceruje, ile czasu mu poświęca?" -"Nooo, dwa spacerki dookoła bloku po 15 min mu wystarczą, na więcej nie mam czasu") jest bardzo niska. Mam wrażenie że i tak w ostatnich latach się to poprawiło, ale to nadal kropla w morzu... Ludzie nie zdają sobie sprawy, nie rozumieją że biorą pod dach żywą istotę, a nie kolejny mebel. Częstym widokiem jest pies na łańcuchu, przy budzie, smutny, opuszczony, sfrustrowany i zdany na siebie. Skoro człowiek nie jest w stanie zapewnić mu godnych warunków, podstaw niezbędnych do przyzwoitego psiego życia, to jak możemy wymagać od tych ludzi szkolenia, zrozumienia psiej psychiki, sygnałów uspokajających?

Wracając do tego nudnego dostawiania do nogi... Dla mnie praca z psem to olbrzymi relaks, sposób na spędzenie wolnego czasu, poznania także nowych ludzi. To niesamowita radość z każdego kroku do przodu, to uczenie pokory, cierpliwości, wyrozumiałości. W stosunku do psa, ale z przełożeniem na życie codzienne i na ludzi również. Praca z psem nie jest przewidywalna, nie można sobie wszystkiego zaprogramować, trzeba być elastycznym, dopasować się do danego dnia, bo bywają momenty gdzie twój idealny pies przestaje być idealny. Należy stale analizować, jak zrobić lepiej, szybciej; jak stworzyć więź opartą na wzajemnej relacji i nie stracić jej; jak utrzymać motywację i radość psa z pracy z nami, by ambicje i wygórowane wymagania nie przesłoniły nam oczu.

Pracowanie z psem to układanie puzzli, w dodatku takich bardzo małych, podobnych do siebie i z niepasującymi elementami. Ciężko jest je ułożyć, czasami biorąc do ręki jeden element wydaje nam się że będzie idealnie pasował do układanki, bo czym gdy go tam przykładamy do całości okazuje się że to była pomyłka, i trzeba szukać dalej. Potrzeba sporo pracy, by ułożyć obrazek z tych właściwych kawałków, odrzucając te zbędne. Ale gdy już je ułożymy, to efekty będą zdumiewające. Z psem też szuka się właściwej drogi, popełnia się błędy, które na szczęście w większości można naprawić, "odrzucając" to niepasujące i szukając nowego sposobu na znalezienie właściwego "puzzla".

Dla mnie uczenie Lakiego nowych rzeczy jest przyjemnością, patrzenie jak on myśli, kombinuje, jak wspólnymi siłami udaje nam się osiągnąć cel - te chwile są bezcenne. Robię to z pasji, nie z przymusu, tymczasem innym ciężko jest w to uwierzyć... Oczywiście nie należy się tym przejmować i trzeba robić swoje, w końcu to nasze życie, i to my o nim decydujemy - inni nie muszą nas rozumieć :) Ważne aby nasze psy nas rozumiały ;)


A dla Was czym jest praca z psem? I przywołując tytuł notki: po co to wszystko?





Kolejny wspólny rok za nami... Nie wiem dlaczego żyłam ciągle w przekonaniu że 11-ty jest w środę podczas gdy okazało się że wszystkie kalendarze w domu mówią o czwartku, no cóż, notka będzie w takim razie z lekkim wyprzedzeniem :) Lucky 11 października obchodzi swoje czwarte urodziny! Nie mam pojęcia kiedy to zleciało, kiedy minął ten czas, i kiedy z szczeniaczka, podrostka, młodego psiaka zrobił się Dorosły Pan Pies.
Szczegółowego podsumowania tym razem nie będzie, napiszę tylko że Lucky jest najlepszym psem jakiego mogłam sobie wymarzyć :) Jest genialny, jego drobne wady przyćmiewane są przez ogrom zalet, i żyje nam się razem naprawdę dobrze :) Jestem z niego bardzo dumna. Uwielbiam tego mądre oczy, rozmachany ogon, czujne uszy które wychwycą każdy mój ruch i każde moje słowo, uwielbiam jego wygląd i charakter :) Mój mały Przyjacielu bądź ze mną jak najdłużej!

Będzie za to filmik:


I trochę zdjęć ;) Tak było kiedyś... :)













Czas na podsumowanie wakacji :)

Lipiec minął nam głównie na długich spacerkach, wizytach nad jeziorem, spacerach po lesie i łąkach, w międzyczasie odwiedzaliśmy nasz klub na weekendach agilitowych, gdzie Lucky miał okazję sobie pobiegać torki, które do najłatwiejszych nie należały (jak dla nas) :)


 

Sierpień z kolei, to bardzo dużo nowych wrażeń, czas podróży i obozów :)
Ale po kolei...

DCDC Poznań (10-12.08)

Mieliśmy okazję być z Lucky'm na naszych pierwszych zawodach frisbee (oczywiście w roli widzów ;) ). Pierwsze zawody, i to nie byle jakie, bo Mistrzostwa Europy :) Świetna atmosfera, świetni ludzie, genialne występy - wrażenia nie do opisania! Lucky bardzo ładnie się zachowywał, tłumy ludzi i psów nie robiły na nim najmniejszego wrażenia :) Mieliśmy okazję też spotkać się z znanymi nam wcześniej osobami, i poznać zupełnie nowe twarze :) Było nam bardzo szkoda, gdy zawody dobiegły końca, ale tak naprawdę dla nas wakacje dopiero się zaczynały...

Lucky & Adek :)

Lucky na DCDC :)


Po DCDC ruszyliśmy w drogę do Annówki! Piękne miejsce, lasy, jeziorka, spokój, cisza, no i rewelacyjny  plac treningowy, gdzie codziennie odbywaliśmy treningi :)

13-17.08 - Obóz agility & frisbee & obi - Turnus VI

Zostaliśmy przydzieleni do 4-osobowego pokoju, jednak przez nieobecność niektórych obozowiczów ostatecznie oprócz mnie i Lucky'ego w pokoju byli jeszcze Monika z Magicem i Eliza z Sinusem, których serdecznie pozdrawiamy! :) Bardzo było miło być w takim zacnym borderowym towarzystwie :) 
Zajęcia prowadzone były przez Wandę Ratajczyk (agility) i Paulę Gumińską (frisbee). 
Na agility Lucky początkowo nie chciał skakać, omijał przeszkody (GRAFowe różnią się trochę od "naszych" z TNT, widocznie Lucky słabo generalizuje i nowe przeszkody + nowe miejsce + nowi ludzie i psy to było dla niego za dużo jak na początek). Później natomiast bardzo ładnie się rozkręcił i przyzwoicie biegał różne kombinacje torków :) Dzięki zajęciom frisbee, a właściwie dzięki Pauli uwierzyłam natomiast w mojego psa! Tak, mój pies lubi się szarpać (nie do uwierzenia jakie postępy zrobił, patrząc na to co było jeszcze kilka miesięcy temu! :) ), poskakał nawet trochę do frisbee (nie myślałam że kiedykolwiek będzie to możliwe... a jednak!), poszarpał się nimi, a to wszystko dzięki radom Pauli :) Paula ma duży dar przekazywania wiedzy, do każdego zespołu podchodzi indywidualnie, i co bardzo ważne - potrafi świetnie motywować - zarówno psa, jak i jego właściciela :D Mamy zamiar stosować się dalej do jej wskazówek, a czy nam się uda i jakie będą tego efekty - zobaczymy :)


Najpiękniejsze oczy świata! :)

Poniższe zdjęcia fot. Monika Ołubek :)






19-23.08 Obóz obedience z Joanną Hewelt 

Kolejny obóz, kolejne pracowite dni spędzone w Annówce :) Tym razem do naszego pokoju dołączyli: border collie Hippis, sheltie Fraszka, i hovawart Zula :) Lucky pod okiem ekipy Na Fali miał okazję doszkalać się obikowo, a także spróbować swoich sił w poszukiwaniu zaginionego człowieka w lesie, czy tropieniu 'zgubionych' przedmiotów. Był to świetnie spędzony czas - Falowcy mają zawsze do przekazania ogrom wiedzy i za każdym razem po spotkaniu z nimi wynoszę coś nowego oraz mam do przemyślenia parę kwestii na temat współpracy mojej i Lucky'ego :) Bardzo, bardzo inspirują, motywują i zachęcają do dalszego działania!
Przerobiliśmy większość ćwiczeń obikowych, począwszy od aportu, przez zmiany pozycji, skok przez przeszkodę, wysyłanie do kwadratu, po szukanie patyczków (tak więc Lucky miał okazję spróbować i ćwiczeń z wyższych klas posłuszeństwa :) ), nie zapominając jednak o podstawach czyli balansie pomiędzy jedzeniem a zabawką czy wymianie zabawek z jednej na drugą :)



Ostatniego dnia organizowane były obozowe zawody obedience. Każdy pies miał do pokonania tor, w którym musiał pokazać się z jak najlepszej strony. Same ćwiczenia nie różniły się od tych wykonywanych na prawdziwych zawodach - jednak niektóre były nieco ułatwione, a dodatkowym plusem było to, że można było psa nagradzać! :)
Pierwsze ćwiczenie - zostawanie na czas 1 minuty. Niestety pierwsze zadanie, i pierwsza porażka - nie minęło 10 sekund, a Lucky zaczął wyciągać szyję, bo poczuł jakiś zapach. Zanim zdążyłam zareagować Laki  wstał i wyszedł poza dozwolony obszar, co sprawiło, że dostaliśmy 0p ;) Następnie było chodzenie przy nodze z zwrotem w lewo lub prawo - Lucky bardzo ładnie sobie poradził, mnie natomiast zjadły nerwy ;) Następne - przywołanie! To co było w tym zadaniu najtrudniejsze, i czego najbardziej się obawiałam - tuż obok prostej którą przebiegać miał pies rozłożone były różne rozproszenia - piłka, saszetka ze smaczkami i worek parówek! Byłam niemal pewna, że Lucky czując TAKIE zapachy w powietrzu zignoruje moje wołanie i pobiegnie do jedzonka. Spotkała mnie miła niespodzianka - Lucky na moje wołanie przybiegł wprost do mnie, nie rozglądając się nawet na boki, tak jakby nie zauważając tego co leży na wyciągnięcie jego pyska! Jestem z niego bardzo dumna, to nasz największy sukces tych mini-zawodów! Z tej radości zapomniałam całkiem, że zaraz po przywołaniu powinien dostawić mi się do nogi, tak więc zakończyliśmy ćwiczenie na samym podbiegnięciu do mnie, i uciekło nam sporo punktów :( Ale nie to jest najważniejsze, liczy się nasz wielki osobisty sukces przywołaniowy :) Kolejne zadanie - podniesienie koziołka. Lucky bez problemu podniósł koziołek z ziemi i wytrzymał z nim chwilkę dopóki go nie zwolniłam :) Następne i ostatnie były zmiany pozycji - jako że nie mamy ich wypracowanych poszło nam średnio - czyli Lucky wykonał to co miał wykonać (siad-waruj-stój), lecz z dużą pomocą z mojej strony ;)


Cały Lucky, czyli kochamcięmocnoaledajmijużtożarcie :) Mała sprężynka :)

Po podliczeniu punktów okazało się że razem z Lucky'm, ku mojemu zaskoczeniu i zdziwieniu zajęliśmy...
III miejsce! Stając tym samym na podium :) Pierwsze miejsce należało do border collie, drugie do sheltie, więc tym bardziej cieszy, że mój mały terrierek załapał się na pudło z łowczarkami :) Jestem bardzo dumna, nie tylko z wyników, ale przede wszystkim z tego jak super mój pies sobie poradził :) Ja natomiast wypadłam dużo gorzej, stres spowodował, że zachowywałam się inaczej niż podczas treningów, wkradły się pewne rzeczy które nie powinny mieć miejsca i z których nie jestem zadowolona ;) Tak więc takie zawody to świetna okazja do sprawdzenia nie tylko psa, ale przede wszystkim siebie - doskonale pokazują nad czym trzeba się skupić i co należy przepracować :)



Dwa tygodnie minęły bardzo szybko... za szybko. Żal było wyjeżdżać z magicznej Annówki, przykro było rozstawać się z tymi ludźmi których się poznało oraz psiakami dla których się wszyscy tam zebraliśmy. Ostatnie mizianko borderowych rezydentów Annówki, ostatnie spojrzenie na plac treningowy, na pokój, w którym się spało, i salon, w którym wieczorami odbywały się psiejskie rozmowy... jeszcze tylko upchnięcie ostatnich rzeczy do plecaka, zarzucenie go na plecy, wzięcie Lucky'ego pod ramię, głośne westchnięcie i cicha myśl: ,,Na pewno tu jeszcze wrócimy..."



Wielki hit, film który niedługo wchodzi do kin ;) My mamy (nieco dłuższy :D ) zwiastun!
Lucky & Hippis, czyli sielanka wakacyjna :) Oglądaj w jakości HD!




Odliczamy dni do wakacyjnego wyjazdu. Jeszcze chwila, jeszcze trochę, jeszcze niecały miesiąc!

W ramach przygotowań kupiłam maszynkę, Lucky został ogolony, wygląda teraz jak biedny głodzony pies (wszystkie kości mu wystają...), ale liczę że w miarę szybko odrośnie i na obozie nie będzie straszył swoją figurą ;)
Kolejny zakup to klatka! Do tej pory mieliśmy jedynie transporter na krótsze wyjazdy, najwyższy czas kupić coś większego i wygodniejszego. Od kilku dni Lucky w nocy zamiast spać ze mną w łóżku śpi w swojej osobistej klateczce :) Nic a nic nie protestował, bardzo grzecznie przesypia całą noc sam :) Tylko mi się ciężko przyzwyczaić...





Ostatni weekend to mnóstwo czasu spędzonego z świetnymi ludźmi i świetnymi psami! Pogoda dopisała, atmosfera super, czego chcieć więcej? :) A co było celem naszego spotkania? Agility! Zarówno stopień wtajemniczenia psów jak i ich przewodników w tym sporcie był bardzo różny - od całkiem początkujących, po tych bardziej zaawansowanych :) Były szczeniaczki i psy dorosłe; duże i małe; czarne i białe, a nawet kolorowe ;) Przekrój ras był spory! Co cieszy, bo to oznacza, że lubelska ekipa agilitująca rośnie w siłę i jest nas coraz więcej :D

Czy Lucky tam był? Oczywiście :) Biegał, skakał, szukał jedzonka - jak to on! Chociaż muszę powiedzieć, że fajnie mi się z nim pracowało podczas tego weekendu! Nie wiem czy wpływ na to miała niewielka przerwa szkoleniowa, przez co Lucky zatęsknił trochę za hopsaniem, czy jest to kwestia naszego lepszego dogadywania się; a może po prostu miał dobry dzień? ;) W każdym bądź razie Lucky coraz dłużej pracuje bez nagrody (przebiega spore sekwencje i o ile jakiś zapach go nie zbije z tropu to bieeeeegnie ślicznie!), co jest genialne - coraz lepiej się wysyła! Wybiera już skoczenie przez hopkę, a nie przejście obok niej (chyba że ja mu źle pokażę :) ), mamy niespodziewany mały problem z tunelami, bo zdarza się mu łapać przy nich zawieszki, ale to jest to przepracowania :)
Oczywiście standardowo ja mam problemy z zapamiętaniem toru, ale to już tradycja... Biegam koślawo i nie mogę się ogarnąć ;)

Najlepiej zobaczyć to o czym piszę na naszym klubowym filmiku, gdzie Lucky ma również swoje 5 minut ;) Miłego oglądania!



Nareszcie wakacje :)

Sezon wakacyjny zaczęliśmy odwiedzeniem jednej z yorkowych hodowli, gdzie ja robiłam zdjęcia, Lucky się integrował, węszył, zwiedzał i trochę ganiał za piłką :)

Cała drużyna :) Yorki te barrdzo pozytywnie mnie zaskoczyły - ganiały za piłką aż miło, mimo upału były w tym niezmordowane i chciały jeszcze i jeszcze! 



Następnie odbyliśmy spacer z Hippisem - zaczynając od dworca pkp, w ramach socjalizacyjnych :) 


Posiedzieliśmy, pospacerowaliśmy, żadnego pociągu niestety nie spotkaliśmy, za to psom zrobiło się gorąco. Wskoczyliśmy więc do autka i obraliśmy kierunek: woda :)
Mój Dzielny Pies zachęcany smaczkami bardzo ładnie wchodził do wody :) Próbował wyławiać też piłkę, lecz jeśli odpłynęła zbyt daleko, robił odwrót i wracał do mnie z miną "sama se ją wyciągnij" ;) 


Jak widać bołdeł myśli i główkuje co ten yoras wyprawia - "Boszsz, no żeby nie lubić wody, z kim ja się zadaje?!" ;)
Bo border wodę uwielbia. Kocha. Miłością wielką ;)





Nastepnym punktem spaceru było leżakowanie na trawce i suszenie się psów.

Śliczne red-merlątko :))

Hippis nauczył Lucky'ego zainteresowania patykami. Hippis obgryza patyki, "obiera ze skórki", przy czym wszystko oczywiście wypluwa. Lucky robi to samo - czyli obgryza patyka, lecz co robi później? Wszystko zjada... Ewentualnie zbiera to co już obgryzł Hippis i też zjada. Uznał widocznie, że skoro Hippis się "tego czegoś" czepia, to to na pewno jest jadalne... Muszę więc bardzo uważać i pilnować potworka, by sobie nie zrobił krzywdy jedząc takie rzeczy...


W niedzielę natomiast wybieram się na MWPR Warszawa - mam nadzieję że uda mi się dotrzeć! Lucky tym razem zostaje w domu :)

Wczorajszy dzień był pełen wrażeń :)
Wybraliśmy się z Lucky'm na krajową wystawę psów rasowych w Lublinie. Lucky był już tam rok temu, lecz zdecydowanie wczoraj zachowywał się lepiej niż ostatnio. Wczoraj sprawował się bardzo ładnie, pozwalał na więcej innym psom w stosunku do siebie, mniej szczekał bez powodu. Nie bardzo jednak chciał chodzić po wysokiej (jak dla niego ;) ) trawie w dużym upale, bo niedzielna pogoda nam baardzo sprzyjała. Tak bardzo, że musiałam co raz polewać psa wodą aby go ochłodzić.
Na wystawie byliśmy już przed dziewiątą, o tej godzinie nie było jeszcze tłumów psów i ludzi, większość dopiero się schodziła, więc Lu miał czas na oswojenie się z nowym miejscem. Po 9-tej ulokowaliśmy się w namiocie znajomej yorkowej hodowczyni (dziękujemy!) - nastąpiło szybkie przywitanie z dwoma kolegami-yorkami, a następnie przenieśliśmy się na ring gdzie miaa być oceniana grupa I, by kibicować naszej klubowej borderce :)

Następnie pół godziny przerwy iiii.... pokazy!
Lucky miał swój debiut "agilitowy" :) Publiczność zgromadzona bardzo licznie, znajomi, nie-znajomi, dorośli, dzieci... Gdy rozkładałam przeszkody ręce mi drżały, a w głowie przelatywały myśli "nie wyjdę, nie dam rady" ;) Zaczyna się; pierwszy startuje Cuba - nasz klubowy collie smooth. Poszło im pięknie! Następnie - my. Jeszcze mamy kilka sekund, wykorzystuję je na rozruszanie i skupienie Lucky'ego, oraz pokazanie mu że mam pyyyszne jedzonko w nagrodę. Okej. Wychodzimy. Zniżamy tyczki, a właściwie kładziemy je na ziemię. Sadzam psa przed pierwszą hopką, odchodzę lekko do przodu, Lucky zostaje, i mimo że trochę rozgląda się na boki ładnie wytrzymuje. Z publiczności zdaje się słyszeć liczne komentarze "jaki malutki", "zaraz zginie w tej trawie" itp. Zwalniam psa. Jedna hopka, druga, tunel - przyzwoicie się zaczęło, Lucky wystartował pokonując przeszkodę jedną po drugiej! Do czasu, gdy następuje drugi tunel - i tu ze stresu zapomniałam powtórzyć "tunel!", Laki się gubi, przebiega obok. Trudno, naprowadzam go jeszcze raz - udało się. Po tym błędzie Lu wybija się z rytmu, mi poziom stresu jeszcze bardziej podskoczył, wobec czego kolejna hopka również zostaje przebiegnięta obok. Naprowadzam drugi raz - udało się. Ostatnia hopka przebiegnięta już normalnie.
Koniec! Nagródka, szybkie mizianko, idziemy za kulisy :) Emocje powoli opadają...

Lucky biegł na położonych tyczkach, i z przypiętą cienką linką - nie byłam pewna jak się zachowa. Mógł wybrać publiczność, mógł mnie olać i sobie pójść gdzieś , mógł zacząć szukać w trawie jedzenia lub innych zapachów. Jemu naprawdę niewiele wystarczy aby się rozproszył. Ale udało się! Był skupiony, i mimo że upał i prawie 4 godziny siedzenia w zatłoczonym, zapsionym, nowym miejscu zrobiły swoje, więc był trochę "oklapnięty" ;) , to wykonał swoje zadanie w 100% :)

Jestem z niego bardzo zadowolona! Z siebie niestety mniej, mój pierwszy publiczny występ, przy takiej widowni - nerwy mnie zjadły, całkiem zapomniałam że aby pies wskoczył do tunelu wypadałoby mu o tym też powiedzieć, a nie przekazać informacje telepatycznie ;)

No, ale... pierwsze koty za płoty, i tak pewnie w przyszłości czeka mnie nie jeden występ z udziałem publiczności, i jeśli chcę startować w zawodach, to lepiej że uczę się obycia już teraz, mam nadzieję że będzie mi potem choć trochę łatwiej :) Za taką możliwość sprawdzenia przede wszystkim siebie dziękuję naszej Trenerce :D

Po naszym występie skakała jeszcze borderka wyżej wymienionej Pani Trener :) - Julie, potem dała pokaz frisbee. Frizbowo pokazywała się też rewelacyjna Kaa!

Na koniec odbyły się konkursy dla dzieci, gdzie pomagałam przy organizacji, ustawianiu dzieciaków oraz dawniu cukierków, Lucky w tym czasie został sam przywiązany nieopodal. Gdy do niego wróciłam, zobaczyłam że jakiś pan z wielką kamerą go nagrywa; ohooo! Zapowiada się ciekawie! Wróciłam więc do domu i zaczęłam przeglądać lokalne portale w poszukiwaniu mojej Gwiazdy Filmowej :D
No i jest!

http://www.kurierlubelski.pl/artykul/593949,wystawa-psow-w-lublinie-pokazano-780-psow-155-ras-wideo,26,id,t,sg.html#galeria-material

trzeba zjechać w dół artykułu, umieszczony jest tam filmik - Lucky jest na samym początku, i na samym końcu (lepiej widoczny); tak tak, to ten szczekający, porzucony burek z machającym wiecznie ogonem ;)

Lakusiowych zdjęć z pokazu brak, ale i tak nie było czego focić ;)




W poprzedniej notce pojawił się link do obiecanego filmiku - można oglądać ;)
fot. Paula Gumińska

Lucky nie lubił się szarpać. Nie uczyłam go tego jak był mały, ponieważ nie wiedziałam wtedy, że w ten sposób też można nagradzać psa. Ogólnie zabawki przynosi, zależy to jeszcze od miejsca, ilości powtórzeń, atrakcyjności zabawki, jego dobrej woli ;) - potrafi bardzo ładnie pracować, potrafi mnie olewać, jak to on ;) Ale skoro szarpać się nie szarpie, to czym go w takim razie nagradzać? Oczywiście jedzeniem, które on uwielbia! Nagradzanie jedzeniem nie zawsze się jednak sprawdza i nie w każdej sytuacji jest możliwe. 
Słyszałam też od kilku osób, że lepiej żeby pies bawił się za jedzenie, niż ma się nie bawić wcale. Zgadzam się z tym, chociaż nie poddaje się i próbuję przekonać jednak psa, że szarpanie to super zabawa!
Tak jak pisałam wcześniej, Lucky się nie szarpał. Zastanawiałam się, jak go tego nauczyć. Pewnego dnia, gdy dawałam Lakiemu gryzaka bucika (coś takiego: klik), wpadłam na pomysł, że można ten gryzak "rozplątać" i spróbować się poszarpać jedną częścią z Lakim. Jako że jest to coś jadalnego, nie muszę mówić że Lucky się tym zainteresował :) Jak chwycił to nie chciał puścić, szarpał się z zawziętością - czyli wniosek jest jeden: on umie się szarpać :) Tylko potrzeba mu motywacji, oraz pokazania że szarpakiem też się da, i mimo że to nie jest jedzenie to nic nie stoi na przeszkodzie aby się tym zainteresować ;) Zaczęliśmy robić więc tak, że za każde dotknięcie/pociągnięcie/szarpnięcie szarpakiem Lucky dostawał smaczka. Nie byłam za bardzo systematyczna w ćwiczeniu tego, bo w międzyczasie przepracowywaliśmy też inne rzeczy... Ale to co udało nam się osiągnąć, to już jakiś postęp. Jeszcze długa droga przed nami, bo przydałoby się wypracować to szarpanie w innych warunkach niż znane mu doskonale miejsca, ale powoli będziemy do tego dążyć.
Oto filmik pokazujący mniej więcej jak to wyglądało i wygląda:


Jest o wiele lepiej, chociaż nie ma co ukrywać, że jedzenie jest NAJ. Może kiedyś uda nam się dojść do odpowiedniej równowagi pomiędzy zabawką a jedzeniem...




Coś więcej wkrótce ;)

Był york obediencowy, więc tym razem zmieniamy tematykę na bardziej dynamiczną, czyli agility :)
Pierwsze nasze seminarium z tej dziedziny psiego sportu, no i w ogóle agility za długo nie ćwiczyliśmy, więc byliśmy całkiem zieloni :) Pomijając początek gdzie Lucky totalnie mnie olał, każde kolejne wejście było coraz lepsze pod względem jego zaangażowania. Ja natomiast uczyłam się mega długich torków, handlingu, zmian i tego typu rzeczy.
W agi to my wymiatać nie będziemy, biorąc predyspozycje Lakiego powinnam pomyśleć raczej o tropieniu ;) Co nie zmienia faktu że było baaardzo fajnie! :D A Iwonę dopisujemy do naszej prywatnej listy "trenerów, u których na pewno jeszcze kiedyś zawitamy" :)




Szczurek potrafi LATAĆ :))

Za piękne zdjęcia dziękujemy Uli i Bartkowi :)